Poznajemy nasze wody cz.1 - Wkra

Opublikowano: niedziela, 19 styczeń 2014

Korzystając z resztek "wiosennej" pogody postanowiliśmy w drugą niedzielę stycznia wybrać się na tak osławione wody rzeki Wkry. Pierwszym naszym wyborem były okolice Bieżunia. Rzut okiem na wodę i każdemu przyszła do głowy jedna myśl- mała Drwęca. Sławek, Tomek i Przemek od razu wyciągnęli swoje wędki i po pierwszym zanęceniu, zaczęli oczekiwać na brania. Ja postanowiłem sprawdzić czy to prawda, iż Wkra to rzeka, w której łatwo złowić klenia i jazia. W ruch poszły bromby- małe woblerki smużaki kol. Lipińskiego. Rzut za rzutem, wstawienie spławika za wstawieniem i ku naszemu zdziwieniu nic się nie działo.

Mieliśmy nadzieję, że mimo niskiego stanu wody- około 1 metra, coś postanowi znaleźć się na naszych haczykach. Po około godzinie wszyscy byliśmy już zrezygnowani. Co jest nie tak?! Krótka rozmowa z miejscowym wędkarzem i wszystko wiedzieliśmy- ryba zeszła w górę- w stronę rzeki Narew, do której uchodzi Wkra. Chwilę później jechaliśmy już w stronę Radzanowa. Około 20 km. od Bieżunia. Naszym oczom ukazał się obraz trudny do opisania- piękna, dzika woda, która swą bystrą tonią przypominała znów Drwęcę. Ja, niezrażony pierwszymi niepowodzeniami postanowiłem poznać ją lepiej i przeszedłem się ze spininngem. Chłopacy po znalezieniu odpowiednich miejsc, znów wrzucili swoje zestawy. Przyzwyczajeni do naszych rzek, nie byli przygotowani na tak silny nurt. Na szczęście każdy miał w zanadrzu spławiki, których gramatura przekraczała 20 gr., a czasami nawet to było za mało. Znamienne słowa wypowiedział Przemek- "Ciągnie jak na Wiśle." Po godzinie postanowiłem zmienić wędzisko- odłożyłem spininng i zarzuciłem 40 gramowy koszyk. Cieżar odpowiedni, ale niestety tym razem wróciłem na tarczy. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy, wróciłem z ryb na zero. Mimo, że moje ryby zawsze wracają do wody, to jednak poczucie wstydu dawało się we znaki. Tym bardziej, że chłopacy na przepływankę zaczęli co kilka minut coś wyciągać. Pierwszą płotkę złowił Przemek- standardowo 2 pinki na haczyku. Chyba pozazdorścił mu Sławek, bo około minuty sam złowił płoć. Może nie były one "życiówkami", ale po porażce w Bieżuniu, każda ryba była na wagę złota. Po chwili Przemek pokazuje nam już coś interesującego- jest dwudziestka z groszem. Moja myśl- no to na grunt na pewno wyciągnę jakiś okaz (marzenie ściętej głowy). Minęło kilka dobrych minut zanim kolejne sztuki wylądowały w siatkach. Chłopacy szukali złotej metody- pinka, białe, czerwone, ochotka i jętka na przemian lądowały w wodzie. Efekt- kilka płoci, okoń i jaź. Największą rybę złowił Prezes, którego płotka była już naprawę okazała. Tomek zmienił technikę i zaczął łowić na bata, co przyniosło zamierzony efekt. Ostateczny wynik to 45 sztuk. Jak na pierwsze wędkowanie wynik rewelacyjny, ale jednak tęsknię do Skrwy lub Sierpienicy, gdzie taki połów uznałbym za przeciętny. Ostateczna konkuluzja- na pewno wrócimy jeszcze na tą wodę bogatsi o wiedzę pozyskaną z tego wyjazdu. Do zobaczenia nad wodą- Łukasz.


Łukasz Borowski

Odsłony: 1451